Stara miłość nie rdzewieje?


STARA MIŁOŚĆ NIE RDZEWIEJE?
Z miłością jak z pieniędzmi – lepiej ją mieć, niż nie mieć. Wydaje mi się, że wszystko ma swój początek i koniec. Trzeba nauczyć się powiedzieć STOP, TO PRZECIEŻ NIE MA SENSU. 
Raz zostawiali mnie, raz ja zostawiałam. Miłość to nie wszystko. A jeśli to za mało, żeby z kimś być tu i teraz, to dlaczego akurat po jakimś czasie ta miłość, czy jakiekolwiek przywiązanie miałaby robić na mnie wrażenie?
Bo był ze mną i trzymał mnie za rękę w najtrudniejszych chwilach, gdy cały świat się walił i nikogo kompletnie przy mnie nie było? 
Bo potrafił doprowadzić mnie do szału, denerwował mnie, irytował, ale i rozśmieszał do łez?
Widocznie mnie z tego szczytu zepchnął, skoro już go przy mnie nie ma. Albo ja zepchnęłam jego. Nie mam pojęcia. Mało istotne. Widzicie, to jest pułapka naszego myślenia. To, że po pewnym czasie pamiętamy tylko te dobre rzeczy. Nie te złe. Ktoś mówi do mnie o bezgranicznym szczęściu, ja przed oczami mam nieprzespane noce, ból, kłótnie o to z kim spędzam czas i w jaki sposób. 
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że przed rozstaniem widzi się same złe rzeczy, a po rozstaniu – już tylko te dobre. Znowu IDEALIZOWANIE. Ale przecież nie ma związków, które przez wszystkie dni w roku, wyglądałyby idealnie.  
I właśnie przez to, że pamiętasz tylko dobre rzeczy, nie masz tak, że spotykając na mieści kogoś, kto kiedyś był dla Ciebie wszystkim serduszko zaczyna Ci się wyrywać z klatki piersiowej, a łydki drżą jak przy trzęsieniu ziemi, bo masz przed oczami właśnie trzymanie za ręce czy wtulanie się w siebie i tą całą resztę? Może to zależy od tego, czy ktoś zostawił nas czy my jego.
Czy znaleźliśmy sobie kogoś innego? Lepszego? Ktoś kto nas przytula, gdy płaczemy, ktoś kto jest zawsze dla nas, gdy tego potrzebujemy. A może od tego, czy nie potrafimy już znaleźć sobie kogoś, kto zastąpi miejsce tej osoby? Wtedy faktycznie przy jakimkolwiek przypadkowym kontakcie masz migotanie przedsionków i wypieki na twarzy, bo to był jakiś wyznacznik kogoś, kto był dla Ciebie wszystkim. A jeśli przyjęliśmy to na klatę, to w ogóle nas to nie rusza.
Nawet jeśli ktoś nie zawsze dla nas był, bo miał i w swoim życiu ciężkie sytuacje to przecież pamiętam, jak go potrzebowałam był w stanie rzucić wszystko przyjść i słuchać mojego smęcenia.
Pewnie, że jak masz teraz kogoś innego, lepszego, to tematu nie ma. Nie tęskni się za starym, jeśli ma się nowe i lepsze. 
Nie tęsknie kimś, kto mnie zwyczajnie nie chciał. Zadzieram nos do góry i idę dalej, choćby sama. Mam wrażenie, że często jest w nas taka myśl, że nie zasługujemy na nic więcej. Wiemy, że ktoś nas wystarczająco nie kochał, nie szanował, nie dbał o nas. Albo kochał, ale trzaskał po rogach. Więc wybielamy go sobie, na ile się da i jak durne ciągle tęsknimy.
Tak samo dzieje się zresztą w związkach – jest źle, ale niech już tam będzie, bo przecież ja go kocham, on kocha mnie. Słowem – jest chujowo, ale stabilnie.
No, nie. Najwyraźniej nie do końca, przecież tak się nie da przejść życia. Nieważne, kto zerwał – jeśli nie kochał na maksa albo ja nie kochałam na maksa, to znaczy, że nie ma za czym tęsknić. 

Sama nie wiem czy można wrócić do kogoś, kto raz z nas zrezygnował. Jak myślicie? 
Zapraszam do komentowania i wyrażania swojego zdania na ten temat, z chęcią poczytam :)

2 komentarze:

Copyright © 2014 SERAFIN , Blogger