Rozstanie czyli jak sobie z nim radzić?

Rozstanie czyli jak sobie z nim radzić?

Rozstanie - czyli jak sobie z nim radzić?
To jest ten moment, kiedy coś w nas pęka. Kiedy mówicie sobie „dość, to nie ma sensu". Dość, bo ja niszczę jego, a on niszczy mnie. Dość, bo choć kiedyś kochaliśmy się na zabój, to dziś na zabój się ranimy, choćby z miłości. Dość, bo coś się wypaliło…

Cokolwiek.

Ile ludzi, tyle powodów rozstania. Wina nigdy nie leży po jednej stronie. Taka jest prawda. Rozpad związku jest zawsze przyczyną błędów obojga ludzi. Jej niewiedzy i jego kłamstwa. Twojej naiwności, jego łatwowierności. To jest zwykle ten moment, kiedy – choć bardzo nie chcesz – nagle, w sekundzie, minucie, uświadamiasz sobie, że inaczej się nie da. Jedni dojrzewają do tej decyzji miesiącami, u innych jest to kwestia jednego gestu, spojrzenia, nieodpowiednio wypowiedzianych słów, które nagle, z sekundy na sekundę, przeważają wszystko. To proces długotrwały, bolesny i nieprzyjemny. Ten sam, który sprawi, że nasze cztery litery staną się twardsze z każdym dniem.

Wbrew pozorom, myślenie tuż po rozstaniu jest ważne, a nawet wskazane. Nie chodzi mi tu o to żebyśmy zaczęli się obwiniać, mówić, że cała wina była drugiej połówki.  To idealny czas, żeby przyznać przed samym sobą – co ze mną jest nie tak? Co spieprzyłam i jakich błędów powinnam unikać w przyszłości? Skąd one się biorą? Co mogę zmienić  w sobie, żeby kolejny raz był inny? Lepszy, dojrzalszy? Człowiek uczy się na błędach.



Stara miłość nie rdzewieje?

Stara miłość nie rdzewieje?


STARA MIŁOŚĆ NIE RDZEWIEJE?
Z miłością jak z pieniędzmi – lepiej ją mieć, niż nie mieć. Wydaje mi się, że wszystko ma swój początek i koniec. Trzeba nauczyć się powiedzieć STOP, TO PRZECIEŻ NIE MA SENSU. 
Raz zostawiali mnie, raz ja zostawiałam. Miłość to nie wszystko. A jeśli to za mało, żeby z kimś być tu i teraz, to dlaczego akurat po jakimś czasie ta miłość, czy jakiekolwiek przywiązanie miałaby robić na mnie wrażenie?
Bo był ze mną i trzymał mnie za rękę w najtrudniejszych chwilach, gdy cały świat się walił i nikogo kompletnie przy mnie nie było? 
Bo potrafił doprowadzić mnie do szału, denerwował mnie, irytował, ale i rozśmieszał do łez?
Widocznie mnie z tego szczytu zepchnął, skoro już go przy mnie nie ma. Albo ja zepchnęłam jego. Nie mam pojęcia. Mało istotne. Widzicie, to jest pułapka naszego myślenia. To, że po pewnym czasie pamiętamy tylko te dobre rzeczy. Nie te złe. Ktoś mówi do mnie o bezgranicznym szczęściu, ja przed oczami mam nieprzespane noce, ból, kłótnie o to z kim spędzam czas i w jaki sposób. 
Gdzieś kiedyś przeczytałam, że przed rozstaniem widzi się same złe rzeczy, a po rozstaniu – już tylko te dobre. Znowu IDEALIZOWANIE. Ale przecież nie ma związków, które przez wszystkie dni w roku, wyglądałyby idealnie.  
I właśnie przez to, że pamiętasz tylko dobre rzeczy, nie masz tak, że spotykając na mieści kogoś, kto kiedyś był dla Ciebie wszystkim serduszko zaczyna Ci się wyrywać z klatki piersiowej, a łydki drżą jak przy trzęsieniu ziemi, bo masz przed oczami właśnie trzymanie za ręce czy wtulanie się w siebie i tą całą resztę? Może to zależy od tego, czy ktoś zostawił nas czy my jego.
Czy znaleźliśmy sobie kogoś innego? Lepszego? Ktoś kto nas przytula, gdy płaczemy, ktoś kto jest zawsze dla nas, gdy tego potrzebujemy. A może od tego, czy nie potrafimy już znaleźć sobie kogoś, kto zastąpi miejsce tej osoby? Wtedy faktycznie przy jakimkolwiek przypadkowym kontakcie masz migotanie przedsionków i wypieki na twarzy, bo to był jakiś wyznacznik kogoś, kto był dla Ciebie wszystkim. A jeśli przyjęliśmy to na klatę, to w ogóle nas to nie rusza.
Nawet jeśli ktoś nie zawsze dla nas był, bo miał i w swoim życiu ciężkie sytuacje to przecież pamiętam, jak go potrzebowałam był w stanie rzucić wszystko przyjść i słuchać mojego smęcenia.
Pewnie, że jak masz teraz kogoś innego, lepszego, to tematu nie ma. Nie tęskni się za starym, jeśli ma się nowe i lepsze. 
Nie tęsknie kimś, kto mnie zwyczajnie nie chciał. Zadzieram nos do góry i idę dalej, choćby sama. Mam wrażenie, że często jest w nas taka myśl, że nie zasługujemy na nic więcej. Wiemy, że ktoś nas wystarczająco nie kochał, nie szanował, nie dbał o nas. Albo kochał, ale trzaskał po rogach. Więc wybielamy go sobie, na ile się da i jak durne ciągle tęsknimy.
Tak samo dzieje się zresztą w związkach – jest źle, ale niech już tam będzie, bo przecież ja go kocham, on kocha mnie. Słowem – jest chujowo, ale stabilnie.
No, nie. Najwyraźniej nie do końca, przecież tak się nie da przejść życia. Nieważne, kto zerwał – jeśli nie kochał na maksa albo ja nie kochałam na maksa, to znaczy, że nie ma za czym tęsknić. 

Sama nie wiem czy można wrócić do kogoś, kto raz z nas zrezygnował. Jak myślicie? 
Zapraszam do komentowania i wyrażania swojego zdania na ten temat, z chęcią poczytam :)

Co robić gdy w związku jest za dobrze?

Co robić gdy w związku jest za dobrze?

Co zrobić gdy w związku jest za dobrze?

W tym momencie pewnie każdy to czytając pomyśli sobie "O co jej chodzi?". Czy w związku może być za dobrze? Trzeba coś z tym zrobić? Przecież to chyba dobrze, jak jest dobrze? Czy źle?
Co może być złego w tym, że jest po prostu dobrze? 

Nic. Wszystko jest dobrze, dopóki nie zaczniesz zadawać tak głupich pytań.

Kiedyś czytałam, że miłość dzieli się na sześć faz: zakochanie, romantyczne początki, związek kompletny, związek przyjacielski, związek pusty, rozpad związku. 

Każdy wie, że najlepsze są początki. Motylki, słodkie słówka i uczucie jakby ciągle było się trzy metry nad ziemią. Z czasem zaczynamy się lepiej dogadywać, poznajemy tą osobę co raz bardziej, 
Mija kolejnych kilka lub kilkanaście miesięcy i to, co kiedyś wywoływało ucisk w żołądku, staje się codziennością. Rutyną. 
Ciągłe rozmowy, spędzanie czasu, uśmiech wywoływany na widok drugiej osoby. Magia znika.
Ciągle się widujecie, ale nie szykujesz się 2 godziny wcześniej na spotkanie z nią, nie ma takiej radości jak kiedyś na jej widok. Brak jakiegoś wielkiego WOW! 
Zrobiło się NORMALNIE i myślisz sobie, że albo jest coś nie tak, albo jest, ZA DOBRZE. Więc trzeba namieszać. Żeby „znów było jak dawniej”.
Niestety, nic nigdy nie będzie jak dawniej. Jak to mówią w życiu piękne tylko chwile są. 
Gdy jest zbyt dobrze wkrada się w związek coś, by zrobić BUM. Sceny zazdrości, fochy itd. 
Bo przecież to sprawia, że związek znów nabiera barw, ludzie odczuwają niepokój, więc wszystko „znów będzie jak dawniej”.
Że tak powiem, gówno prawda. Problem w tym, że nie będzie.

Zamyka się etap, gdzie namiętność i zakochanie przestają być na pierwszym miejscu. Związek nabrał innych barw, gdzie nie ma ciągłego słodzenia, chodzenia za rączkę. Dochodzi zaufanie, uczenie się siebie, szacunek do drugiej osoby. 

Im szybciej to zrozumiemy tym lepiej dla nas. Na wszystko przyjdzie czas. Gdy poznasz dziewczynę/chłopaka i pomyślisz TO TA JEDYNA/TEN JEDYNY walcz. Może być ciężko, możecie mijać się pół swojego życia. Jeśli jesteście sobie pisani w końcu na siebie traficie. Jeśli nie? Nic na siłę.
W przeciwnym razie skończysz jako singielka w podwójnym łóżku śpiąc sama. Albo z zakolami do połowy głowy, bo wciąż nie wiesz, czego chcesz i dlaczego do tej pory nie poznałeś kobiety, która weźmie Cię po prostu za to, że jesteś. 





Magia zdjęć

Magia zdjęć

Magia zdjęć

Dziś wyjątkowo inna notka. Przeglądając Tumblr natknęłam się na zdjęcia. Wyjątkowe.
Chyba każda z nas ma takie marzenie. Marzenie o białej sukni księżniczki i dostojnej drodze do ołtarza... Żeby jakiś facet spojrzał na nas w wyjątkowy sposób z uśmiechem na twarzy. Byśmy poczuły się TĄ JEDYNĄ. Chociaż jeden dzień w naszym stosunkowo krótkim życiu. 
Jako mała dziewczynka zawsze lubiłam zakładać sukienkę, zakładać za duże buty, brać welon mamy i udawać że jestem piękną panną młodą. 
Dziś więcej pisać nie będę, dzisiejsza notka będzie wyjątkowa, tak jak napisałam. Są zdjęcia, które mnie oczarowały. Czarno białe zdjęcia, które zatrzymały magiczną chwilę. 











Nieunikniony koniec

Nieunikniony Koniec

Dość długo nie pisałam, to przez sprawy, które miały ostatnio miejsce w moim życiu. Właśnie to skłoniło mnie do napisania takiej notki. Kolejne przemyślenia o wszystkim i o niczym.
Każdy z nas w życiu musi przeżyć jakiś KONIEC. Koniec jakiegoś związku, koniec znajomości, koniec pewnego etapu w życiu itd.
Niektóre z nich są nieuniknione, a niektóre całkowicie są naszą decyzją.
Trzeba być świadomym, że w pewnym momencie niektóre rzeczy mają prawo się po prostu skończyć.

Rozpad związku to nie zawsze, zdrada czy też inna osoba na uwadze. Uczucia wygasają, ludzie tracą do siebie zaufanie. Czasami jest miłość, czyli to co najważniejsze, ale nie dogadują się między sobą. Ciągłe kłótnie, mniej zrozumienia, ranienie siebie nawzajem. Czy tak wygląda miłość?
Czy chciałbyś być z kimś, kto nie akceptuje Ciebie tego kim jesteś? Jaki jesteś?
Czasami ludzie po prostu się zmieniają, zakochujemy się w zupełnie innej osobie. To kolejna rzecz, która doprowadza coś do KOŃCA.

Według mnie najgorszym końcem jest ten, w którym musimy pożegnać się z kimś na zawsze. Gdy z naszego życia odchodzi osoba, która każdego dnia była przy nas, która była dla nas wszystkim, która była dla nas wsparciem.
Jak odeszła moja babcia zawalił mi się cały świat. Przez całe życie w jednym domu, zawsze pytała jak minął dzień, gdy pokłóciłam się z rodzicami zawsze mogłam pójść do niej i się wypłakać, nikt mnie tak nie rozumiał. Czasami mogłyśmy nie odzywać się do siebie cały dzień, ale wiedziałam, że jest przy mnie.
Jak pogodzić się z takim końcem? W pełni się chyba nie da.

A co z końcem przyjaźni? Czy jest coś takiego? Czy osoba, która od nas odeszła przez głupi błąd była kiedykolwiek naszym przyjacielem?
Według mnie przyjaciele powinni sobie wybaczać. Powinni się wspierać, opieprzyć gdy tego trzeba i pocieszyć gdy jest na prawdę źle.
Jak osoba, która była dla nas wszystkim nagle staje się kimś zupełnie obcym? Gdy nie potrafią ze sobą normalnie porozmawiać. Jak to jest, kiedy ukochana osoba mija Cię bez słowa? Kiedy chcesz spojrzeć jej w oczy, a nie możesz, bo po paru sekundach, musisz odwrócić wzrok, kryjąc łzy?
Są sytuacje gdzie po kłótni jest nam bez znaczenia co ta osoba teraz robi, jak się czuję. Wiedz jedno, to nie była przyjaźń.
Ale gdy zaraz po kłótni płaczesz, myślisz co właśnie robi, co czuje, czy tęskni, czy o Tobie myśli, chcesz przepraszać, nawet jeśli nic nie zrobiłaś. Boimy się, że stracimy osobę na której bardzo nam zależy.
Mija tydzień bez kontaktu, potem miesiąc w końcu przerwa robi się tak długa, że ciężko się odezwać.
Czasami należy powiedzieć TO KONIEC.

Zawsze myślałam, że jestem silną osobą, ale gdy na kimś mi zależy, gdy kogoś kocham, każda kłótnia, każde rozstanie, każdy koniec... boli. Łzy leją się strumieniami, a ja najchętniej nie wychodziłabym wtedy z domu. Jestem takim typem człowieka, że gdy dzieje się źle od razu zastanawiam się co zrobiłam nie tak, jaki popełniłam błąd. Myślę, wspominam, a to niejednokrotnie doprowadza mnie do jeszcze gorszego stanu.

Nauczmy się stawiać kropkę tam gdzie do tej pory stawialiśmy przecinek. Zakończmy coś co tylko nas rani. Pożegnajmy się. Dajmy odejść komuś, kto zwyczajnie nie był nam pisany.


"Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że to już koniec. Naprawdę. Nie ma drogi powrotnej. Jest Ci żal. Próbujesz sobie przypomnieć, kiedy wszystko się zaczęło, a zaczęło się wcześniej, niż Ci się wydaje. O wiele wcześniej. Wtedy zaczynasz rozumieć, że nic nie dzieje się dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo"
Copyright © 2014 SERAFIN , Blogger